— Otworzysz jeszcze raz tę swoją gębę na mnie, to nie będę patrzeć na to, że jesteś moją teściową! Wyrwę ci wszystkie włosy po jednym! | October 6, 2025
Annonce:

— A twój barszcz znowu pusty, jak głowa twojej córki Lenki. Woda z buraków, a nie barszcz.

Advertisement:

Weronika nie drgnęła. Nadal rytmicznie siekała zieleninę na drewnianej desce, i tylko do, jak mocno ściskała trzon noża, zdradziło jej nastrój. Knykcie jej zbielały, a ostrze wpadło w deskę z tępych, uderzeniowe uderzeniem.

Tamara Pawłowna jest za jej podstawą, oddychała jej w karku, a jej skrzypiący jak nienasmarowany wóz głosu wnikał pod kontrolą drzazga.

Klucz do ich mieszkań, o który Weronika poprosiła męża, aby go matce, ponownie zadziałał bez użycia.

— zastosowanie ja się staram dla Andriuszeńki, dla mojego synka, — nie milczała teściowa, zaczynając swój zwyczajowy inspekcyjny obchód.

Advertisement:

Wyszła z kuchni i wyznaczona do salonu. Weronika czytaa jej szurające kroki po panelach.

Czuł się jak eksponat w muzeum złych gospodyń, który jest zarazą zakłócającą najostrzejszy krytyk.

— Kurz do pierwszego wróg zdrowia. Mój Andriuszeńka od dziecka jest na niego wrażliwy.

Weronika usłyszała charakterystyczny dźwięk — Tamara Pawłowna przesunęła miejscem po ciemnym lakierze komody, które było na ich ślubnym dali matki Weroniki.

Advertisement:

Teraz oczywiście wydaj swój werdykt. Nie pokazałem na siebie czekać.

— Brak rozwiązania, skutkiem. Warstwa jak na drodze polskiej. A mój chłopiec tym oddycha, oddycha!

Dostęp do trasy była toaletą. Weronika zawahała się, przestając siekać koper. Czekała. Dźwięk otwierający się drzwi, krótki język.

— Smugi na lustrze… Mówią, że lustro to dusza domu. Jaka dusza, takie i lśniące.

I ten ręcznik szary, już sprany… Czy naprawdę nie można kupić nowego?

Advertisement:

wypłacane w ramach wypłaty pieniężnej. Czy jeden też poszły na twoje pomadki?

Wracając do kuchni, Tamara Pawłowna zatrzymała się w środku pokoju, składając ręce na swoim własnym biuście.

Ojrzała zabudowa kuchenną, kuchenkę, zlewozmywak, gdzie jest namoczona patelnia, i jej główne wargi skrzywiły się w pogardliwy uśmiech.

Weronika czuła na spojrzenie na plecy; było groźne jak mokry płaszcz.

Advertisement:

Ostatnie resztki opanowania przerzedzały się z każdej sekundy.

— I po kim ty taka nieudolna? Widocznie twoja matka cię tylko plotkuje, a nie dostarczanie do domu w porządku.

Nóż z hukiem niszczący o biurko. Dźwięk był odrębny.

Przebił szum lodówki, mruczenie telewizora w sąsiednim pokoju, nawet skrzypiący głos samego Tamary Pawłowny. Weronika powoli się wycofała.

Advertisement:

Jej twarz była przerażająca, nieporęczna, nie drgnęła.

Ale oczy, zwykle ciepłe, teraz paliły ciepłem, białym ogniem. Wykonała cicho krok w stronę teściowej.

— Zamknij mordę, — powiedział cicho, ale każde słowo zabrzmiało wyraźnie i ciężko, jak uderzenie młotem o kowadło.

Tamara Pawłowna oniemiała z tej bezczelności. Jej twarz wydłużyła się, brwi powędrowały ku górze.

Advertisement:

Otworzyła usta, aby rzucić, jeszcze bardziej jadowitą tyradę, aby wysłać na swoim miejscu pyskatą dziewuchę, ale nie wcześniej.

Weronika powiedziała jeszcze krok, wkraczając w jej strefę dostępną, która jest prosto w środku jej twarzy nieodwracającym się, gdy spojrzysz na nią.

— Mówię: zamknij mordę. Słucham mnie. Jeszcze jedno słowo o mnie albo o mojej matce i wyrzucę cię z tego mieszkania tak, że zapomniałsz, jak się nazywasz. Nie jestem twoim synkiem bezkręgowym. Nie będę tego tolerować. Zrozumiałeś?

Tamara Pawłowna milczała i patrzyła na nią. Po raz pierwszy przez te wszystkie lata ona

Advertisement:

Tamara Pawłowna nie chodzia przed sobą wściekłej synowej. Zobaczyła drapieżnika.

Coś pradawnego, wtórnego, obudzonego w tej cichej domowej, zmusiło ją do ustąpienia.

Cofnęła się, atak atakuje ościeżnicę drzwi, i do ataku drewna do łopatek przywróconego do rzeczywistości. Nie uwzględniono już ani słowa.

Jej twarz jest zastygłą maską urazy i prawego gniewu.

Nie odwracając się do Weroniki, przecisnęła się bokiem do przedpokoju, wyczuła klamkę drzwi wejściowych, pobrana w swoją stronę i zniknęła w niej. Klik zamka się w wirtualnym, niemal uprzejmie.

Weronika została stać pośrodku kuchni. Adrenalina, która sekundę wcześniej uderzała jej w skronie, powoli ustępowała, zostawiając po sobie zimną, dudniącą pustkę. Spojrzała na swoje ręce.

Nie drżały. Podeszła do zlewu, odkręciła kran i długo myła ręce, zmywając niewidzialny brud tej rozmowy.

Nie czuła ani wyrzutów, ani strachu. Tylko ciężką, ołowianą pewność, że mosty zostały spalone.

Nie będzie powrotu. Wróciła do kuchenki, zgasiła barszcz i zaczęła w milczeniu nakrywać do stołu.

Dla jednej osoby. W ogóle nie miała ochoty jeść.

Andriej przyszedł godzinę później, zmęczony po pracy.

Wszedł, rzucił klucze na szafkę i z przyzwyczajenia zawołał: „Jestem w domu!”. Ale nikt nie odpowiedział.

Przeszedł do kuchni i zobaczył Weronikę siedzącą przy stole przed nietkniętą miseczką zupy.

Po prostu wpatrywała się w jeden punkt.

Page: 1 sur 3
SEE MORE..
Page: 1 sur 3 SEE MORE..

Thanks for your SHARES!

Advertisement: