Z czasem rytuał stał się mniej magiczny, a bardziej miłosierny. Ścięta cytryna przy łóżku. Uchylone okno, by wpuścić nocne powietrze. Szklanka wody w zasięgu ręki, gdy w ustach zaschło jej od płytkiego oddychania. Te przedmioty nie obiecywały uzdrowienia. Obiecywały jedynie uwagę. Przypominały jej, by słuchała swojego ciała, a nie tylko lęków. Wiedziała, że olejki cytrusowe nie zastąpią lekarstwa ani terapii. Mimo to dawały cichy znak troski w półmroku, gdy narastał niepokój, a rozsądek zdawał się odległy.
Niektórymi nocami cytryna nie robiła nic. Strach nadchodził głośno i nagle, fala gorąca, zawroty głowy i pewność, że wydarzy się coś strasznego. W te noce i tak uczyła się oddychać zapachem, nie po to, by walczyć z paniką, ale by z nią wytrzymać. Wdychała nosem, powoli. Wydychała ustami, za każdym razem trochę dłużej. Cytryna stała się metronomem dla jej oddechu. Dawała jej coś neutralnego, na czym mogła się skupić, gdy jej własne myśli wydawały się wrogie.
Niebezpieczna poza, której wielu nie podejrzewa
Jeśli śpisz BEZ ubrań, może to mieć zaskakujący wpływ na Twoje ciało
Częstotliwość oddawania moczu: wskaźnik zdrowia, którego nie należy ignorować
Niesamowite zastosowania
Idealne ciasto ananasowo-karmelowe
Niesamowicie pyszne, babcine kieszonki z twarogu przygotowane w 10 minut





