* W dniu moich 30. urodzin, moja teściowa wzniosła toast słowami: „Za naszą głupią dziewczynkę… (Page 6 ) | October 14, 2025
Annonce:
Advertisement:

„Cześć” – powiedział, a w jego głosie usłyszałem nadzieję. „Wróciłeś?” „Tak, wczoraj wieczorem. Dzięki za naprawę, wygląda inaczej.

„Podoba ci się?” „Tak, podoba mi się”. Milczeliśmy. Rozmowa nie płynęła, jakbyśmy byli sobie obcy.

„Kirill” – powiedziałem w końcu – „musimy porozmawiać”. „Wiem”. „Kiedy?” „Dziś wieczorem”.

„Bądź w domu o siódmej”. „Dobrze, będę”. Przygotowywałem się do tej rozmowy cały dzień.

Krążyłam po mieszkaniu, odtwarzając w myślach różne scenariusze. W głębi duszy wiedziałam już, co postanowiłam, ale przyznanie się do tego przed sobą było przerażające. Dokładnie o siódmej zadzwonił dzwonek do drzwi.

Advertisement:

Kirill stał w progu, trzymając bukiet moich ulubionych lilii. „Dzień dobry” – powiedział, wyciągając kwiaty. „Czy mogę wejść?” „Oczywiście” – przyjąłem bukiet.

„To twój dom”. „Nasz dom” – poprawił, wchodząc do salonu. Usiedliśmy na krześle naprzeciwko siebie.

Kirill wyglądał na spiętego, ale zdeterminowanego. „Jak się czuje twój ojciec?” zapytał. „Dobrze”.

„Wraca do zdrowia szybciej, niż lekarze się spodziewali”. „Cieszę się”. „Pozdrów go”.

Advertisement:

Skinąłem głową. Znów zapadła cisza. W końcu podjąłem decyzję.

Kirył, długo myślałam o nas, o naszym małżeństwie, o tym, co się wydarzyło w moje urodziny i później. Pochylił się do przodu, słuchając uważnie. Doszłam do wniosku, że nie możemy dalej żyć tak jak dotychczas.

Zbyt wiele się zmieniło. Rozumiem, skinął głową. Też tak myślę.

Musimy zacząć od nowa. Zacząć od nowa? Tak. Bez wpływu moich rodziców, bez ich pieniędzy, bez ich oczekiwań.

Tylko ty i ja, jak na początku. Pokręciłem głową. Kirył, nie rozumiesz.

Advertisement:

To nie tylko twoi rodzice. To my. To, kim się staliśmy.

Możemy się zmienić, Polina. Ja już się zmieniam. Zmienić? W dwa tygodnie? Po ośmiu latach małżeństwa, podczas których pozwoliłaś swojej matce upokarzać mnie i moją rodzinę? Spuścił głowę.

Wiem, że zasługuję na twój gniew. Ale proszę tylko o jedno: daj mi szansę udowodnić, że potrafię być inna. Spojrzałam na niego, na mężczyznę, którego kiedyś kochałam nad życie.

Ten, któremu ufałam, z którym marzyłam o starości. I zdałam sobie sprawę, że nie czuję już do niego nic poza zmęczoną litością. Wybacz mi, Kirył, ale nie potrafię.

Advertisement:

Już cię nie kocham. I nie jestem pewien, czy kiedykolwiek będę mógł cię znowu pokochać po tym wszystkim, co się stało. Zbladł.

Ty, chcesz rozwodu? Tak, chcę rozwodu. Kirill odchylił się na krześle, jakby go ktoś uderzył. Polina, proszę, pomyśl o tym jeszcze raz.

Nie podejmuj pochopnych decyzji. To nie jest pochopna decyzja. Myślałem o tym przez ostatnie kilka dni.

I zdałam sobie sprawę, że zasługuję na coś więcej. Zasługuję na mężczyznę, który będzie szanował mnie i moją rodzinę. Który nie będzie się śmiał, gdy jego matka nazwie mnie głupią dziewczyną z biednej rodziny.

Advertisement:

Skrzywił się, jakby dostał w twarz. „Wiem, że zachowałem się okropnie i będę tego żałował do końca życia. Ale czy jeden błąd może zrujnować osiem wspólnych lat? To nie tylko jeden błąd, Kirył.”

To lata zaniedbań, lata stawiania życzeń twojej matki ponad moje. Lata okłamywania mnie na temat twojej pracy, twoich sukcesów, twojej niezależności. Wiesz, wyglądał na zszokowanego.

Tak, wiem. Wiem, że dostajesz pieniądze od ojca, a sam ich nie zarabiasz. Wiem, że wszystkie twoje projekty są puste.

Wiem, że nasze mieszkanie nie było prezentem od twoich rodziców, ale inwestycją, którą będę musiał zwrócić, jeśli się rozwiedziemy. Kirill milczał, patrząc w podłogę. Kto ci powiedział? Nikt.

Advertisement:

Sam się dowiedziałem, przypadkiem zobaczyłem dokumenty na twoim komputerze. Kiedy? Sześć miesięcy temu. Uniósł głowę, w jego oczach pojawiło się zdziwienie.

A ty milczałaś przez cały ten czas? Tak, milczałam, obserwując, próbując rozgryźć, czy w ogóle mnie kochasz, czy jestem tylko wygodnym dodatkiem do nazwiska Izmajłowów. Kochałam cię, Polino, przysięgam, że kochałam. Być może, ale nie tak, jak na to zasługiwałam.

Znów zapadła cisza. Kirill wyglądał na załamanego, zagubionego. Ale nie mogłam sobie pozwolić na współczucie dla niego.

Nie teraz, kiedy w końcu zdecydowałem się zmienić swoje życie. Co teraz? – zapytał cicho. – Składam pozew o rozwód.

Advertisement:

Mam nadzieję, że nie skomplikujesz procesu. A co z mieszkaniem? Wiem z dokumentów, które podpisałem, że w razie rozwodu będę musiał zapłacić całą kwotę.

Jestem na to gotowy. Kirill spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Ale skąd wziąłeś takie pieniądze? Nie mam żadnych.

Ale mogę sprzedać mieszkanie i zapłacić twoim rodzicom ich część. A dokąd ty pójdziesz? Nie wiem. Wynajmę jakieś mieszkanie, dopóki się nie zdecyduję.

Kirill nagle wstał i zaczął chodzić po pokoju. „Nie” – powiedział stanowczo – „nie pozwolę na to. Co masz na myśli? Nie wezmę od ciebie ani grosza za mieszkanie”.

Co więcej, przepiszę to w całości w twoim imieniu. Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Dlaczego? Bo tak trzeba.

Bo chcę zrobić chociaż coś dobrze. A twoi rodzice, czy się zgodzą? To nie ich sprawa. Mieszkanie technicznie jest twoje i nie skorzystam z pełnomocnictwa, żeby je sprzedać.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Ten gest wydawał się zupełnie niepasujący do Kiryła, którego znałem. Dziękuję, powiedziałem w końcu.

To szlachetne z twojej strony. Uśmiechnął się gorzko. Nie dziękuj mi.

To najmniej, co mogę zrobić po tym wszystkim. Kirill podszedł do okna, patrząc na ulicę. „Wiesz” – powiedział, nie odwracając się – „zawsze myślałem, że szczęście to pieniądze, status, władza, to, czego nauczyli mnie rodzice”.

Ale okazuje się, że szczęście to być z kimś, kto kocha prawdziwego ciebie, a nie twój portfel czy nazwisko. Milczałem, zaskoczony jego słowami. Zrozumiałem to za późno, kontynuował, kiedy już cię straciłem.

Kirill: Nie, nie ma potrzeby pocieszania – zwrócił się do mnie. – Zasługuję na to i szanuję twoją decyzję.

Jutro wyślę mojego prawnika z dokumentami przenoszącymi prawo własności mieszkania na Pana. Tymczasem chyba pójdę. Skierował się do drzwi; nie zatrzymywałem go.

W mojej duszy zapanowała dziwna mieszanka ulgi i smutku, jakbym pożegnała się z częścią siebie, która tak długo cierpiała i w końcu umarła. „Żegnaj, Polino” – powiedział Kirył, odwracając się w progu. „Bądź szczęśliwa”.

Drzwi się zamknęły i zostałem sam w mieszkaniu, które teraz należało tylko do mnie. Ogarnęło mnie dziwne poczucie wolności, jakbym zrzucił z siebie ciężar, który nosiłem przez te wszystkie lata. Podszedłem do okna i zobaczyłem Kiryła wsiadającego do samochodu.

Nie obejrzał się, nie pomachał na pożegnanie, po prostu opuścił mój dom, moje życie. Następnego dnia, zgodnie z obietnicą, Kirył przysłał prawnika z dokumentami. Mieszkanie było teraz całkowicie moje, bez żadnych zobowiązań wobec rodziny Izmajłowów.

Spodziewałem się telefonu od Walentyny Siergiejewny Gniewnej z oskarżeniami i groźbami. Ale telefon milczał. Później dowiedziałem się od wspólnych znajomych, że po incydencie na moich urodzinach Wiktor Andriejewicz udzielił żonie poważnej rozmowy…

Po raz pierwszy w ich małżeństwie postawił ją do pionu, zabraniając jej ingerowania w życie i relacje syna. Rozwód przebiegł szybko i bezproblemowo; Kirill nie kwestionował żadnego z moich żądań ani nie wnosił kontrroszczeń. Wydawał się szczerze pragnąć odpokutować za swoje winy, robiąc wszystko, co w jego mocy, aby ułatwić mi ten proces.

Moi rodzice wrócili ze stolicy miesiąc później. Ojciec wyglądał znacznie lepiej, choć nadal był osłabiony po operacji. Zamieszkali w moim mieszkaniu; było tam mnóstwo miejsca.

„Jak się masz, córko?” – zapytał ojciec, kiedy zostaliśmy sami. „Dobrze, tato, naprawdę dobrze. Żałujesz rozwodu?”. Zastanowiłem się.

Nie, nie żałuję. To była słuszna decyzja. A Kirył? Zmienił się, stał się innym człowiekiem, ale dla nas jest już za późno.

Ojciec skinął głową, nie zadając więcej pytań. Zawsze szanował moje decyzje, nawet jeśli nie do końca się z nimi zgadzał. Życie stopniowo nabierało nowego kierunku.

Wróciłem do dziennikarstwa, zdobywając pracę w małym wydawnictwie, gdzie moje doświadczenie i entuzjazm były cenione. Moi rodzice postanowili przeprowadzić się do naszego miasta po zamknięciu fabryki mojego ojca. Nie mieli powodu, żeby tu zostać, ale chcieli być blisko mnie. Znaleźliśmy im małe, ale przytulne mieszkanie, niedaleko mojego.

Często się spotykaliśmy, jedliśmy obiad i rozmawialiśmy. Czułem, że w końcu odnalazłem swoje prawdziwe ja, nieskrępowany oczekiwaniami rodziny Izmajłowów. Nie widzieliśmy się z Kiryłem od rozwodu.

Czasami słyszałem o nim od wspólnych znajomych; mówili, że wyjechał za granicę, studiuje w szkole biznesu i próbuje założyć własną firmę, niezwiązaną z firmą ojca. Wiktor Andriejewicz od czasu do czasu dzwonił, żeby zapytać o stan zdrowia ojca i zaoferować pomoc. O dziwo, po tych wszystkich wydarzeniach nawiązaliśmy niemal przyjacielskie stosunki.

Jakby widział we mnie nie byłą synową, ale osobę zasługującą na szacunek. Pewnego dnia, prawie rok po rozwodzie, spotkałam go w kawiarni. Siedział sam, przeglądając jakieś dokumenty i wyraźnie się ucieszył na mój widok. „Polina” – powiedział, wstając, żeby mnie powitać.

„Miło cię widzieć, siadaj”. Usiadłam przy jego stoliku, czując się dziwnie niezręcznie; w końcu był ojcem mojego byłego męża. „Jak się masz?” – zapytał, odkładając papiery.

„Dobrze, dziękuję, a ty?” „Dobrze, pracuję jak zwykle”. Rozmawialiśmy o pogodzie, wiadomościach z miasta, zdrowiu ojca, aż nagle Wiktor Andriejewicz powiedział: „Wiesz, Polina, powinienem ci podziękować”.

„Ja? Za co?” „Za to, że otworzyłeś mi oczy na moją rodzinę, moją żonę, mojego syna”. Spojrzałem na niego zdezorientowany. „To, co wydarzyło się na twoich urodzinach” – kontynuował – „skłoniło mnie do refleksji nad tym, co stworzyłem, nad ludźmi, którymi stali się moi bliscy, i nie podobało mi się to, co zobaczyłem”.

Milczałem, nie wiedząc, co powiedzieć. Walentyna zawsze była złożoną osobą. Wiktor Andriejewicz mówił powoli, starannie dobierając słowa, ambitny i wymagający. Kiedyś była miła i troskliwa, ale pieniądze i status ją zmieniły, a ja tego nie zauważyłem, bo byłem zbyt zajęty interesami. A Kirył? Kirył, westchnął, jest moim synem i kocham go, ale nie mogę powstrzymać się od przyznania, że ​​źle go wychowałem, dałem mu wszystko, co materialne, a nic duchowego, nauczyłem go, jak zarabiać pieniądze, ale nie jak być człowiekiem.

Wiktor Andriejewicz popijał kawę, zerkając gdzieś przez moje ramię. Wiesz, co mnie najbardziej uderzyło tego wieczoru? Nie toast Walentyny – niestety, byłem przyzwyczajony do jej braku taktu – ani reakcja Kiryła – wiedziałem, że jest zbyt zależny od matki. Uderzyła mnie mowa twojego ojca, mowa taty – tak, jego godność, spokój, miłość do ciebie. Nagle uświadomiłem sobie, że mając wszystkie pieniądze świata, nie mógłbym dać synowi tego, co twój ojciec dał tobie, praktycznie za nic. Zaskoczyła mnie jego szczerość.

Wiktor Andriejewicz nigdy wcześniej nie rozmawiał ze mną o sprawach osobistych. A co teraz z Kiryłem? – zapytałem, czując, że muszę. Jest w Londynie, studiuje, pracuje, próbuje odnaleźć siebie.

Cieszę się z jego szczęścia. Bardzo się zmienił, Polina; to, co się stało, wywarło na niego ogromny wpływ. Skinęłam głową, licząc na najlepsze.

Też mam taką nadzieję, Wiktorze Andriejewiczu – dopił kawę i spojrzał na zegarek. – Muszę iść – powiedział, wstając. – Miło mi było z tobą rozmawiać. Z zaskoczeniem uświadomiłem sobie, że mówię szczerze.

Miał już wychodzić, ale nagle się odwrócił. „Polina, mam do ciebie prośbę. O co chodzi? Jeśli Kirył kiedykolwiek zechce do ciebie wrócić, daj mu szansę, nie dla jego dobra, ani dla mojego, ale dla twojego. Widzę, że naprawdę cię kocha, a to uczucie jest rzadkie w naszej rodzinie”.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Myśl o powrocie do Kiryła wydawała się absurdalna, niemożliwa. Niczego nie mogę obiecać, Wiktorze Andriejewiczu.

„Oczywiście” – skinął głową – „tylko pomyśl”. Wyszedł, zostawiając mnie w rozsypce. Nie planowałem powrotu do przeszłości; zacząłem nowe życie, nową karierę, ale słowa Wiktora Andriejewicza sprawiły, że zacząłem się zastanawiać, czy ludzie naprawdę mogą się zmienić, a jeśli tak, to czy zasługują na drugą szansę? Czas mijał, pogrążyłem się w pracy, zacząłem więcej pisać, dostałem awans, moi rodzice zadomowili się w nowym mieszkaniu, ojciec w pełni wyzdrowiał po operacji, życie się poprawiło, stało się spokojne i przewidywalne.

A potem, półtora roku po rozwodzie, zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zamarłam. Stał tam Kirył, ale nie ten Kirył, którego znałam. Ten był szczuplejszy, z lekkim zarostem, ubrany skromnie i bez typowego dla siebie połysku. „Dzień dobry” – powiedział niepewnie – „czy mogę wejść?”. Cofnęłam się bezszelestnie, wpuszczając go do mieszkania.

Wszedł do salonu, zatrzymał się na środku pokoju i rozejrzał. Wszystko się tu zmieniło, zauważył. Tak, odnowiłem.

Mieszkanie rzeczywiście wyglądało inaczej: jasne ściany, minimalistyczne meble, mnóstwo książek, fotografie na ścianach – nic z dawnego luksusu, nic z stylu Izmajłowa. „Jest piękne” – powiedział Kirył – „bardzo piękne, zupełnie jak ty”. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, tak jak poprzedniego wieczoru przed rozwodem, ale teraz wszystko się zmieniło; byliśmy innymi ludźmi, z innymi doświadczeniami, z innym spojrzeniem na życie.

„Jak się masz?” zapytał Kirill. „Dobrze, pracuję w magazynie, niedawno dostałem awans, moi rodzice się tu przeprowadzili, mieszkają niedaleko. Cieszę się z twojego szczęścia, naprawdę.”

A co z tobą? Twój ojciec powiedział, że jesteś w Londynie. Był tam, studiował w szkole biznesu, pracował w startupie i wrócił tydzień temu. Na stałe? Nie wiem, wzruszył ramionami, nie do końca zdecydowany.

Znów zamilkliśmy, jakby między nami wisiała niewidzialna ściana braku wrogości, a zarazem obcości; zbyt wiele pozostało niewypowiedziane, niewybaczone. „Po co przyszedłeś, Kirył?” – zapytałem bez ogródek. Westchnął głęboko.

„Chciałem cię zobaczyć, dowiedzieć się, jak się masz i powiedzieć ci coś ważnego. Słucham”. Kirill spojrzał na mnie, a jego oczy były pełne determinacji.

Półtora roku temu, kiedy się rozwiedliśmy, myślałam, że to koniec świata. Straciłam cię, rozpadła się moja relacja z rodzicami, zwłaszcza z matką. Czułam się jak kompletna porażka, więc odeszłam, chcąc zacząć od nowa z czystą kartą…

Page: 6 sur 8
SEE MORE..
Page: 6 sur 8 SEE MORE..

Thanks for your SHARES!

Advertisement: