Dali mu niewidomą córkę jako żart, ale on dał jej swoje nazwisko i dom… (Page 2 ) | September 26, 2025
Annonce:
Advertisement:

W pomieszczeniu zapadła cisza. Mężczyźni zebrani przy piecu poruszyli się niespokojnie. Caleb był wdowcem, milczącym i samotnym, znanym z ciężkiej pracy i jeszcze surowszego milczenia. Nie miał cierpliwości do plotek, a jednak oto stał między Aniką a upokorzeniem.

Pani Tate zaczęła rozmawiać. „Caleb, nie możesz po prostu…”

„Mogę” – powiedział beznamiętnie. Jego szare oczy spotkały się z jej, aż odwróciła wzrok. Zebrał rzeczy Aniki i włożył je do jej koszyka, nie pytając o pozwolenie.

Gardło Aniki się napięło. Nikt nigdy nie bronił jej tak publicznie. Z trudem powstrzymywała się od szeptu. „Nie musiałeś tego robić”.

Caleb poprawił kapelusz. „Wiem.”

Advertisement:

Potem wyszedł, zostawiając jej koszyk cięższy niż mąka i sól. Niósł ciężar wdzięczności i coś, czego jeszcze nie odważyła się nazwać.
Tej nocy przez równiny przetoczyła się burza. Wiatr wył w chatę, w której Anika mieszkała z młodszym bratem. Dach drżał, deszcz przeciekał przez szczeliny. O świcie jedna ze ścian niebezpiecznie się zapadła. Gdy próbowała ją podeprzeć, pojawił się Caleb, przemoczony po jeździe, z narzędziami przytroczonymi do siodła.

„Zamarzniesz tu, zanim zima się skończy” – powiedział. Nie czekając na zaproszenie, zaczął podpierać ramę.

Anika chciała zaprotestować, upierać się, że da radę, ale szeroko otwarte oczy brata ją powstrzymały. Schowała dumę do kieszeni. „Dlaczego mi pomagasz?”

Caleb walił w milczeniu, aż w końcu się odezwał: „Bo nikt inny tego nie zrobi”.

Advertisement:

Jego słowa były proste, ale przebiły się przez samotność, która ciążyła nad nią od śmierci męża.

W kolejnych tygodniach Caleb wracał raz po raz. Naprawiał płoty, rąbał drewno, naprawiał przeciekający dach. Za każdym razem Anika parzyła kawę albo gulasz, oferując to, co miała. Rzadko rozmawiali o czymkolwiek poza obowiązkami domowymi, ale w chwilach ciszy rodziło się coś niewypowiedzianego – sposób, w jaki jego wzrok zatrzymywał się na jej dłoniach, gdy wyrabiała ciasto, albo jak jej śmiech, rzadki i nieskrępowany, łagodził jego surowe rysy.

Ale plotki rozchodzą się szybciej niż wozy. Podczas kolejnego niedzielnego nabożeństwa Anika poczuła na sobie ciężar czyichś spojrzeń, idąc do schodów kościoła. Uśmiechnęła się, gdy Caleb podał jej ramię, żeby ją podtrzymać. Jedna z kobiet mruknęła na tyle głośno, by wszyscy usłyszeli: „Wdowa pracuje szybko”.

Anika zamarła, a wstyd palił jej skórę. Caleb zacisnął szczękę, ale nic nie powiedział. Zamiast tego, poprowadził ją, mijając szepty, do ławki, jego obecność była niczym cicha tarcza. Mimo to nie mogła zignorować upokorzenia. Tej nocy, przy blasku ognia, powiedziała mu, że nie chce, żeby już do niej przychodził.

„Dość już zrobiłeś” – powiedziała ochrypłym głosem.
„Ludzie będą gadać”.

Advertisement:

„Niech to zrobią” – odpowiedział Caleb.

„Nie rozumiesz” – mruknęła. „Zniszczą mnie”.

Jego wzrok przeszukiwał jej spojrzenie, spokojny i nieustępliwy. „Już przeżywasz więcej, niż mogą zdziałać ich słowa”.

Ale pokręciła głową, łzy popłynęły jej po policzkach. „Proszę, Caleb.”

Advertisement:

Page: 2 sur 4
SEE MORE..
Page: 2 sur 4 SEE MORE..

Thanks for your SHARES!

Advertisement: