Natknąłem się na nią pewnego chłodnego, wczesnego poranka, idąc cichą ścieżką. Skulona ciasno w pokrytej szronem trawie, przypominała maleńkiego, nowonarodzonego szczeniaka – różowa, bez sierści i ledwo się ruszająca.
Była tak delikatna, że trudno było stwierdzić, czy w ogóle oddycha. Instynktownie owinęłam ją szalikiem i pospieszyłam do domu, umieszczając ją w pudełku po butach pod ciepłą lampą, po czym zabrałam ją …
👇 👇 👇 👇 👇