„Mamo, pomóż mi!” Głos małej Sophie Carter był ochrypły, a jej pięści bezsilnie uderzały w przyciemniane szyby czarnego mercedesa. Letnie słońce przypiekało samochód, zamieniając go w piec. Pot spływał jej po policzkach, mocząc bladożółtą sukienkę. Każdy oddech był urywany, a usta drżały, gdy krzyczała.
Zaledwie kilka minut wcześniej jej macocha Claudia wysiadła z samochodu. Jej czerwone szpilki pewnie stukały o marmurowy podjazd, gdy nacisnęła kluczyk do zamka. Zerknęła za siebie – jej wzrok napotkał desperackie spojrzenie Sophie – po czym odwróciła się z lekkim uśmieszkiem. Dla kogoś z zewnątrz mogłoby to wyglądać na nieumyślny błąd. Ale Sophie znała prawdę: Claudia zostawiła ją tam celowo.
Na ganku Elena , pokojówka, niosła kosz ze świeżo złożonymi prześcieradłami. Z początku zdawało jej się, że słyszy szelest gałęzi na wietrze. Potem ciche uderzenie – i kolejne. Odwróciła się i zamarła. Drobne dłonie Sophie były przyciśnięte do szyby samochodu, a jej twarz była czerwona i zapłakana.
„Pani Sophie!” krzyknęła Elena, upuszczając koszyk. Pobiegła do samochodu, szarpiąc za klamkę. Zamknięty. Gorąco biło jej w twarz nawet z zewnątrz, a panika ścisnęła jej pierś. „Nie zasypiaj, kochanie! Wyciągnę cię!”
Waliła pięściami w okno, aż jej kostki pękły. „Proszę pani! Klucze! Proszę!” krzyknęła w stronę rezydencji. Nikt nie odpowiedział. Jedynym dźwiękiem był słabnący szloch Sophie.
Elena rozpaczliwie rozglądała się dookoła. Próbowała raz po raz, ale szkło trzymało mocno. Drobne ciało Sophie osunęło się na siedzenie, a jej oddech był płytki.
Właśnie wtedy dźwięk zbliżającego się silnika przeciął nieruchome powietrze. Na podjazd wjechało srebrne BMW. Daniel Carter , ojciec Sophie, wysiadł z samochodu w swoim dopasowanym granatowym garniturze z teczką w dłoni.
Widok, który go powitał, zmroził mu krew w żyłach – Elena waliła jak szalona w samochód, a Sophie leżała w środku na wpół nieprzytomna.
„Co tu się dzieje?” – ryknął Daniel, rzucając się naprzód.
„Jest zamknięta! Nie może oddychać!” – krzyknęła Elena, a jej ręce krwawiły.
Twarz Daniela odpłynęła. Uderzył dłońmi w szybę. „Sophie! Tata tu jest! Zaczekaj!”. Ale drzwi ani drgnęły.
„Gdzie są klucze?” zapytał.
Głos Eleny zadrżał. „Claudia… zabrała je. Nigdy nie wróciła”.
Daniel zamarł, a sens tych słów zaczął do niego docierać. Jego żona nie zapomniała – celowo zostawiła córkę w domu. Zacisnął pięści, w piersi mieszały mu się wściekłość i przerażenie.
W tym momencie Elena schyliła się, podniosła z ogrodu ostry kamień. Unosząc go wysoko, krzyknęła: „Proszę mi wybaczyć, panie, ale to jedyna droga!”





