
Dwa miesiące później prawie o tym zapomniałam – aż do momentu, gdy zadzwoniła do mnie jego żona, ta sama kobieta, dla której mnie zostawił. Uprzejmie się przedstawiła (jakbym nie wiedziała, kim jest) i zapytała, czy go widziałam. Opowiedziałam jej o jego wizycie i o jego twierdzeniu, że jest w szpitalu, „na łożu śmierci”.
Brzmiała zdezorientowana. „Który szpital?!” zapytała.

Okazało się, że w ogóle nie była hospitalizowana. Przebywała z rodzicami i z radością ogłosiła swoją drugą ciążę.
Tymczasem mój były mąż miał po prostu dość ojcowskich obowiązków. Umówił się z inną kobietą i pomyślał, że świetnym pomysłem będzie zrzucenie córki na mnie – swoją byłą żonę.
Teraz wciąż się zastanawiam, czy dobrze zrobiłem, mówiąc jej, co się stało. Jest w ciąży i wiem, że ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuje, jest stres.
Mimo to nie mogę pozbyć się poczucia winy, że mogłem pogorszyć sytuację. Może powinienem był trzymać język za zębami i dać sobie spokój.